sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 20

Niedzielny poranek. Peter poczuł ukłucie na plecach. Szybko się odwrócił. Siedział przed nim rudy kotek o dużych oczach wpatrując się w niego. Chłopak pogłaskał go po główce i położył się na brzuchu chowając twarz w poduszce. Dzień był szary jak każdy inny zimowy dzień. Za oknami padał śnieg. Szyby były pokryte szronem. Peter nie pamiętał już dnia w którym spałby do tak późna. Przebudzał się od czasu do czasu słysząc kroki innych Gryfonów, jednak chwilę potem znowu usypiał. Obudził się na dobre dopiero wtedy gdy uniósł się w powietrze i wisiał pod sufitem. Tom rzucił na niego Levicorpus. Chłopak jednak nakrzyczał na niego i po chwili znalazł się na ziemi.
Blondyn dostał mocnego lewego sierpowego, chwycił się za policzek i upadł śmiejąc się. Peter też zaczął się śmiać. Jego przyjaciel miał na policzku czerwony odcisk pięści. Po chwili śmiechu Tom rzucił się na przyjaciela i zaczął się na zmianę z nim okładać. Gryfoni siedzący w pokoju wspólnym pewnie zastanawiali się co się dzieje. Przyjaciele śmiali się tak głośno że nie dziwne byłoby to że uczniowie wychodzący z wieży doskonale by ich słyszeli. Po paru minutach wygłupów czarodzieje wstali z ziemi dysząc i otrzepując się z kurzu. Peter miał zamiar spędzić ten dzień sam na błoniach. Znów pomyśleć o wszystkich problemach, a raczej o ich rozwiązaniach. Tak właśnie zrobił. Zaraz po śniadaniu ruszył do lasu. Na miejscu wdrapał się na pierwsze lepsze drzewo. Oparł się o pień i zamknął oczy. Widział Eileen uśmiechającą się do niego. Potem ujrzał Rose robiącą dokładnie to samo. Ujrzał to co wydarzyło się w parku. W jego oku zakręciła się łza.
*  *  *
 Następne parę dni minęło szybko. Było to zwyczajne parę dni. Peter jak zwykle zdążył podczas nich parę razy wylądować u dyrektora za swoje wygłupy, jednak nic sobie z tego nie robił i wygłupiał się dalej.Tego dnia poranek też był taki jak wszystkie inne. Dzień stał się niezwykły w momencie gdy Peter dowiedział się o tym że Sylvia wylądowała w św. Mungu z powodu ciężkich obrażeń spowodowanych klątwą. Chłopak miał pewne podejrzenia co do sprawcy. No ale cóż, nie mógł nikogo oskarżać bez dowodów. Na ten dzień przypadał też trening zaplanowany przez niego. Rudowłosy gryfon był kapitanem drużyny Quidditcha Gryfonów. Grał na pozycji obrońcy. Był naprawdę dobry. Kiedyś nawet wahał się czy nie zostać zawodowym graczem, lecz w końcu wybrał bycie aurorem. Chłopak narzucił na siebie strój do gry, chwycił miotłę i poszedł na boisko. Budowla prezentowała się wspaniale, jak zwykle. Stalowe pętle stojące naprzeciw siebie, drewniane trybuny.
Taki widok bardzo podobał się Peterowi. Był jednym z nielicznych którym się podobał. Pod jedną z pętel stało już paru zawodników. Tom, Patric, James, Jacob, Bill i Dafne.
-Dobra, wiecie że za niedługo gramy mecz z Krukonami. Jakoś nie za bardzo odpowiadają mi wasze ostatnie wyniki. Chciałbym żebyście dzisiaj spróbowali się na innych pozycjach. Patric, do ciebie nie mam zastzeżeń, ale trening to trening, a wszyscy to wszyscy więc spróbujesz się na pozycji pałkarza.
Dafne, ty będziesz szukającą, Tom, ty będziesz drugim pałkarzem, Jacob, jesteś ścigającym, James, ty jesteś drugim ścigającym, Bill, ty jesteś obrońcą. Ja będę trzecim ścigającym.-tłumaczył rudowłosy kapitan.
Reszta Gryfonów zgodziła się z nim i wszyscy wskoczyli na miotły. Krwistoczerwone stroje powiewały na wietrze. Drużyna uniosła się w górę.
-Aha, i jeszcze jedno, koledzy z Ravenclawu zgodzili się zagrać z nami mały meczyk treningowy.-krzyknął Peter.
-Oszalałeś?!-oburzyła się Dafne.-Przecież będziemy grać pierwszy raz na takich pozycjach!
Kapitan tylko uśmiechnął się.
-On oszalał już dawno.-powiedział Tom i też się uśmiechnął.
Po chwili na boisko wlecieli na miotłach czarodzieje w niebieskich strojach.
-No proszę, widzę że zmieniliście pozycje.-powiedział kapitan krukonów, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
-Owszem. Rozgromimy was z opaskami na oczach.-odpowiedział Peter także uśmiechając się szyderczo.
-Wy nas? Pierwszy raz grając na takich pozycjach? Nie macie szans!-krzyczał brunet.
-Dla dobrego gracza nie ważna jest pozycja ani miotła.-powiedział rudowłosy Gryfon.
Krukon pokręcił tylko głową i odleciał do pętli. Po chwili kafel i tłuczki uniosły się w powietrze.
Peter mignął tylko wszystkim przed oczami i po chwili kafel przeleciał przez środkową pętlę Krukonów. Kapitan Ravenclawu siedział na miotle wytrzeszczając gały. Kapitan Gryfonów pojawił się znowu na środku boiska.
-Mowiłem. Pozycja i miotła są nieważne.-tłumaczył uśmiechając się.-Dobra, zacznijmy na poważnie.
Peter znowu zniknął im z oczu. Za chwilę jednak ukazał się podając do James'a, ten zaś podał do Jacoba, i tak Gryfoni zdobyli kolejne punkty. Krukoni zaczęli grać właściwie dopiero w połowie meczu. Gryffindor wygrał. Koncepcja kapitana się sprawdziła. Zwycięzcy wrócili do wieży zmęczeni ale zadowoleni. W pokoju wspólnym czekała Petera jednak niemiła niespodzianka. Przy samym wejściu stała Rose wyglądając jakby zaraz miała wybuchnąć. Zaczęła się na niego wydzierać za jakiś pocałunek z Eileen w bibliotece. Chłopak był jednak na tyle zmęczony że uwalił się na kanapie i półprzytomny tłumaczył jej że cały dzień grał w quidditcha więc nie mogło go być w bibliotece.

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 19

Peter poczuł odepchnięcie. Eileen zrzuciła chłopaka z siebie. Gryfon rozejrzał się tylko nieprzytomnie po pokoju i przewrócił się na drugi bok. Ślizgonka zaczęła dźgać go łokciem. Chłopak jednak nie miał zamiaru wstawać. Dziewczyna zdarła z niego najpierw kołdrę, potem poduszkę, a gdy ten dalej nie chciał wstać, zagroziła, że jeśli zaraz tego nie zrobi to ona zrzuci go z łóżka. Peter w końcu ruszył się, bo perspektywa ponownego zbierania kurzu z drewnianych paneli mu się nie podobała. Eileen wyszła, chłopak po wstaniu chwiał się nieco na nogach. Prawie się przewrócił zahaczając o róg szafki nocnej stojącej obok łóżka. Z szafki spadła lampka lecz została w ostatniej chwili uratowana przed upadkiem i roztrzaskaniem się przez Petera. Mimo swojej woli i wszelkim staraniom, Gryfon i tak wylądował na ziemi. Chłopak przewrócił tylko oczami, podniósł się i otrzepał z kurzu. W kuchni zastał Philla chodzącego z jednego miejsca w drugie i Eileen siedzącą na blacie. Peter chwycił tylko tosta i szybko zjadł. Po śniadaniu czarodzieje szybko spakowali się, gryfon chwycił swojego rudego kotka i razem ze ślizgonką deportował się do Hogsmeade.

* * *
Luty minął czarodziejom bardzo szybko. Nadszedł marzec. Miesiąc w którym zawsze zaczynała się wiosna. Jednak w tym roku nie zapowiadało się na to, by kalendarzowa wiosna i astronomiczna wiosna zbiegły się. Wręcz przeciwnie, za oknem wciąż panował chłód, śnieg dalej nie znikał. Peterowi nie przeszkadzało to jednak w wygłupach. Robił je codziennie. Jak zawsze. Owutemy były coraz bliżej jednak on nie był tym wcale przejęty. Wolał spędzać czas na błoniach niż nad książkami.
Gryfon wiedział też że zbliżają się też urodziny Rose, ale w ogóle nie miał pomysłu na prezent. To co spotkało go w parku stało się dla niego teraz jakieś takie odległe. Prawie tak odległe, jakby nigdy się nie stało. Chłopak został zaproszony przez Rose na wypad do Hogsmeade w jej urodziny. Oczywiście zgodził się. W końcu urodziny są tylko raz w roku.
W sobotni poranek Peter wstał dość wcześnie. Umył się jak co rano, ubrał się i ułożył swojego kotka na łóżku. Dzień jak co dzień. Te same zaspy śniegu przy drodze, te same zaparowane szyby, to samo blade słońce, te same, ponure chmury. Dzisiaj jednak miał odbyć się wypad do Hogsmeade. To był dzień urodzin Rose. Przyjaciele spotkali się na dziedzińcu. Wszyscy którzy mogli iść do wioski mieli świetne humory. Wszyscy śmiali się, uśmiechali. Na miejscu Peter odwiedził parę sklepów, między innymi Miodowe Królestwo, po czym spędził z Rose niezbyt nudny dzień. Chłopak chętnie posiedziałby z nią jeszcze, lecz przyszedł czas na to by wracać do zamku. Zaczęło się ściemniać. Będąc w Hogsmeade Peter przytulił Rose. Dziewczyna zachowała się jakby niepewnie. Uspokoiła się dopiero gdy chłopak ją pocałował. Gryfon zobaczył Eileen i poszedł się przywitać. Przytulił ją. Gryfonka krzyknęła:
-Peter! Ufałam ci!-po czym dziewczyna uciekła w stronę szkoły.
Zdziwiona ślizgonka popchnęła Peter'a w stronę biegnącej Rose, jednak ona była już zbyt daleko by ją zatrzymać. Po powrocie do zamku rzucił się na łóżko nawet się nie przebierając. Był tak zmęczony że usnął po paru sekundach.
 *     *     *
Dedyk z przeprosinami dla Eileen i Rose, przepraszam że czekałyście tak długo, a i tak dostałyście taki skrót. Obiecuję że następny będzie dłuższy.

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 18

Weekend dobiegał końca. Dla Petera był on zbyt krótki. Chciał spędzić więcej czasu w towarzystwie przyjaciółki i jej ojca. Był świadom że te ostatnie parę miesięcy roku szkolnego będzie dla niego dość ważne, w końcu czekały go owutemy. Nie przejmował się tym zbytnio. Miał wręcz fotograficzną pamięć, prawie wcale nie siedział przy książkach. To co stało się w parku wstrząsnęło nim. Zadręczał się myślami o siostrze. Czyżby ona wolała swojego nowego chłopaka od niego? Dlaczego nawet nie przeprosiła? Gdzie on się podzieje po szkole? Po raz pierwszy gryfon był w takim stanie. Sam nie wiedział czego chce. Od tego wszystkiego bolała go głowa. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.
Jedynym pocieszeniem dla niego byli przyjaciele. Eileen i Tom. Jednak chłopak nie chciał zrzucać na nich swoich problemów. Nie należał do ludzi którzy łatwo o sobie mówią. Wolał dźwigać problemy innych. Zawsze udawało mu się ich pocieszyć. Jego barki potrafiły udźwignąć więcej niż on sam mógłby się spodziewać. To on zawsze był tym wesołym, uśmiechniętym, nieugiętym. To zawsze jego rozpierała energia. Peter starał się ukryć swoje uczucia, ale Eileen znała go zbyt dobrze. Zauważyła jego przybicie. Czarodzieje posprzątali razem po kolacji. Nie chcieli żeby Phill się przemęczał.
-Nie wiedziałem że zostaniecie, więc sprzątnąłem już materac...-zaczął ojciec Eileen i uśmiechnął się- Ale chyba nie będzie wam potrzebny.-dokończył i poszedł do siebie.
Czarodzieje po posprzątaniu naczyń poszli do sypialni. Eileen położyła się obok Petera i zapytała:
-Co się stało? Tam, z siostrą?
Gryfon nie chciał zrzucać na przyjaciółkę swoich problemów więc zaczął zaprzeczać żeby cokolwiek złego miało tam miejsce. W końcu jednak pod naporem wszystkich próśb ślizgonki, chłopak pękł i opowiedział jej o wszystkim. Było widać że dziewczyna jest przerażona tym co usłyszała. Peter zawahał się, czy przypadkiem nie było to dla niej zbyt dużo. Dziewczyna przytuliła go.
-Nie przejmuj się...-zaczęła.-Masz jeszcze przyjaciół, mnie, Toma, może nawet Rose.. Uwierz mi, nikt nie ma idealnie i kolorowo. Mi dopiero teraz zaczęło się układać..
Dziewczyna opowiedziała Gryfonowi całą historię. Chłopak był zdziwiony tym co słyszy. Usłyszał o tym że jej matka była krukonką, o tym jak wcześniej traktował ją ojciec, o tym że dobierał się do niej starszy od niej chłopak, który próbując zrobić jej krzywdę został dotkliwie pobity przez Petera. Gryfon był zdziwiony tym jak taki miły gość jak Phill mógł tak traktować swoją córkę przez tyle czasu. Nie mówiąc już o zapewnieniu jej godziwych warunków. Kończąc opowiadać Eileen była cała we łzach.
-Opowiedz mi swoją historię..-poprosiła przyjaciela przez łzy wtulając się w niego.
Peter zaczął opowiadać o swoim trudnym dzieciństwie przez które był sam, jego siostry często nie było w domu więc musiał wychować się sam, o tym jak kiedyś był nieśmiały i płaczliwy, o rodzicach których nigdy nie znał, o tym jak poważnie sam został kiedyś pobity przez swoich rówieśników, o tym jak poznał Toma, o tym jak bardzo stał się twardy przez pierwsze trzy lata szkoły. Od tego wszystkiego w jego gardle pojawiło się uczucie którego nie znosił i nie czuł od długiego czasu. Już myślał że się rozpłacze, ale powstrzymał się. Przytulił Eileen. Zapłakana dziewczyna po chwili usnęła.

No to ogrooooooooomny skrót. Muszę nadgonić. Jest tego dużo.

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 17

Peter poczuł łokieć Eileen napierający na jego klatkę piersiową. Chłopak uśmiechnął się. Mały kotek którego Gryfon dostał wczoraj w prezencie, leżał na brzuchu dziewczyny wstając i upadając na łóżko w momencie gdy Ślizgonka się przewracała. Potem szybko wdrapywał się na Petera i skakał z powrotem na miejsce w którym wcześniej spał. Eileen chwyciła chłopaka za włosy.
-‭ ‬Za pięć minut ma Cię tu nie być,‭ ‬albo wylądujesz na podłodze,‭ ‬znowu.- syknęła.
Gryfon tylko wzruszył ramionami, jednak po chwili wyleciał z łóżka i z hukiem upadł na drewniane panele. Po chwili dziewczyna wstała i z małym Pete'm poszła do kuchni. Peter wstał, otrzepał się z kurzu, szybko narzucił na siebie ubrania i także poszedł na śniadanie. Przy stole siedziała już Ślizgonka, kot żłopał mleko z miski ustawionej w kącie, a Phill krzątał się po kuchni. Gryfon usiadł i zobaczył że Eileen mówi coś patrząc na niego, ale jego uszy były zatkane i praktycznie nic nie słyszał. Ujrzał też to ironiczne spojrzenie. Po chwili rudy kociak podszedł do swojego pana, wczepił się pazurkami w jego nogawkę i zaczął się wspinać parę razy upadając z powrotem na podłogę.
W końcu udało mu się jednak wejść i położyć na kolanach Petera. Po paru minutach Eileen wstała i poszła do łazienki. W momencie w którym zamknęły się Phill szybko odsunął krzesło, wstał i usiadł obok Gryfona.
-Kochasz ją?-spytał.
Chłopak był zaskoczony, na usta cisnęła mu się odpowiedź twierdząca, jednak w ostatniej chwili powstrzymał się i wydusił:
-Nie proszę pana, jest dla mnie jak siostra.
-Jaki ja tam dla Ciebie pan, mów mi Phill, a co do Eileen. Jak siostra, powiadasz? Trudno, wyznam ci, że miałem cichą nadzieję że to coś więcej niż przyjaźń. Posłuchaj mnie Peter. Mam do Ciebie prośbę. Chroń ją. Nie podobają mi się jej przyjaciele.-mówił mężczyzna.
-O...oczywiście, Phill. Postaram się.- odpowiedział dalej zaskoczony chłopak.
-Obiecujesz? Dobrze ci z oczu patrzy. Myślę że porządny z ciebie facet.- powiedział Phill i odszedł od Petera.
-Tak, obiecuję.-odpowiedział Gryfon i także wstał. Chłopak pomógł ojcu Eileen posprzątać po śniadaniu. Po chwili z łazienki wyszła Eileen.
-Peter, gotowy do wyjścia?-spytała.
Chłopak kiwnął głową, wszedł do przedpokoju, założył skórzaną, czarną kurtkę.
Półgodziny później czarodzieje byli już na dworze. Spacerowali ulicami, aż w końcu doszli do parku. Wszędzie był biały puch. Zakrywał zielone, stalowe latarnie, żelazne ławki i gałęzie drzew. Po parku spacerowała dość duża ilość psów. Wszystkie hasały radośnie, od czasu do czasu turlając się w śniegu. Czarodzieje szli alejką rozmawiając i śmiejąc się. Nagle Gryfon poczuł jak traci równowagę i wpada w jedną z największych zasp w parku. Szybko się wygramolił i zaczął biec za uciekającą Eileen. Chłopak był wysportowany, więc szybko ją dogonił. Dziewczyna przeleciała nad nim i zaczęła zasypywać go śniegiem. Peter nie protestował, śmiał się wniebogłosy razem z nią.
Czuł zimno i wilgoć na całym ciele. Słyszał jednak wszystko co się dzieje wokół niego. Usłyszał głos Eileen wołającej "Chyba ktoś tu jest!" i kroki dzieciaków. Poczuł szturchnięcie w stopę. Poczuł je parę razy. Domyślał się planu ślizgonki. W końcu wyskoczył ze śniegu krzycząc ile sił w płucach.
Widział nastolatków tylko jakieś trzy, cztery lata młodsze od siebie. Wszyscy wrzasnęli na jego widok. Co niektórzy nawet uciekli. Czarodzieje śmiali się przez następne parę minut. Dołączyli do wznowionej po chwili bitwy na śnieżki. Bawili się świetnie. Peter śmiał się za każdym razem kiedy trafiał jakiegoś dzieciaka prosto w twarz. Robił to dość często więc o mało się nie udusił. Od tego śmiechu dostawał zawrotów głowy. Trafił też w twarz parę razy Eileen, ale zaraz potem ona podchodziła do niego i go nacierała. Chłopak śmiał się też wtedy. W końcu zaczęło się ściemniać. Latarnie zaczęły się rozświetlać. Wracając do domu czarodzieje spotkali siostrę Petera idącą z jakimś mężczyzną za rękę. Peter zdziwił się.  Siostra nic nie mówiła mu o tym że ma chłopaka.Eileen odeszła do gabloty jakiegoś sklepu. Kobieta powiedziała coś do partnera, ten puścił ją i usiadł na pobliskiej ławce nie zwracając uwagi na śnieg którym była pokryta.
-Cześć...Co ty tu robisz? Miało nie być cię w domu. Co to za facet?-pytał Gryfon.
-Peter, posłuchaj. Nie chciałam ci tego mówić. To jest Brian. Wprowadził się do mnie niedawno.
Braciszku, muszę ci coś powiedzieć...-zaczęła kobieta.
-To dlatego nie mogłem do ciebie przyjechać? On mieszka u ciebie zamiast mnie?-pytał dalej Peter.
-Tak, nie chciałam mówić ci tego wprost. Bałam się że źle to przyjmiesz. Nie możesz...-znów zaczęła.
-Dłużej z tobą mieszkać? Bałaś się? Słusznie, ale teraz jest gorzej. Jakbyś powiedziała mi wcześniej to może jeszcze bym ci to wybaczył. Ale teraz jak mnie okłamałaś?-przerwał jej chłopak.
-Peter, posłuchaj, czas leczy rany.-powiedziała siostra Gryfona.
-Nie, wcale tak nie jest. Mieszkajcie sobie razem. Najwyżej po skończeniu szkoły będę mieszkał na ulicy. Niech wam się wiedzie. Cześć.-powiedział wściekły Peter i odszedł. Chwycił Eileen mocno za rękę i pociągnął ją w stronę mieszkania jej ojca milcząc przez całą drogę. Wieczór minął im miło. Atmosfera poprawiła się przy obiedzie. Reszta dnia zleciała im szybko.