niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 4-1

Słońce jeszcze nie wstało. Za oknem męskiego dormitorium panowały totalne ciemności. Petera męczyły nocne koszmary o rodzicach. Nigdy nie dowiedział się kim byli i jak naprawdę zginęli. Wiedział tylko że kobieta z którą mieszka to jego starsza siostra. Chłopak szybko zerwał się z łóżka zalany potem. Na półpiętrze usłyszał czyjeś kroki. Poznał je od razu. Tak ciche kroki mogła stawiać tylko osoba lekka. Od razu do głowy przyszła mu Rose. Tylko ona i Peter wstawali tak wcześnie.
Gryfon lekko uchylił drzwi i w momencie rzucił się w stronę upadającej dziewczyny. W ostatniej chwili chwycił ją i uchronił przed upadkiem. Rose spojrzała na niego.
-Nosisz aparat na zęby.-stwierdził Peter.
-Tak, a ciebie powinno to jak najmniej obchodzić-odpowiedziała dziewczyna z nutą pogardy w głosie.
-Dobrze już, dobrze, przepraszam że spytałem.-powiedział rudowłosy chłopak wypuszczając Rose z rąk i pomagając jej wstać. Gryfonka szybko zbiegła ze schodów i usiadła na fotelu w pokoju wspólnym chwytając po drodze jakąś książkę. Peter stał przez chwilę na schodach patrząc na żeńskiego prefekta. Po paru minutach Rose zasnęła. Chłopak podszedł do niej i nakrył ją kocem. Zza ściany wyjrzała Lianne i spuściła głowę. Peter spojrzał w jej kierunku. Blondynka zarumieniła się w wbiegła po schodach na górę. "Ach te dziewczyny..." pomyślał gryfon i także wbiegł po schodach jednak w kierunku męskiego dormitorium. Otworzył szufladę i wyjął z niej parę skarpet. Szybkim ruchem włożył jedną z nich na prawą nogę. To samo zrobił z lewą. Wstał, chwycił pomiętą, białą koszulę i żółto-czerwony krawat. Peter zbiegł na dół, przeleciał przez pokój wspólny i wyszedł na korytarz. Dzisiaj lekcje zaczynał od obrony przed czarną magią, więc popędził do klasy. Po drodze zauważył Rose biegnącą w jego kierunku. Jednak w pewnym momencie zatrzymała się i powiedziała coś do ślizgona opartego o ścianę. Gryfonowi nie udało się usłyszeć co mówi. Patrzył na nich tylko ze zdziwieniem. W końcu dziewczyna ruszyła z powrotem w kierunku Petera. Podbiegła do niego i go przytuliła. Chłopak nie miał pojęcia czemu. Po chwili usłyszał:
-Dziękuję że mnie przykryłeś.
-Nie jesteś już na mnie zła ?-spytał z dozą niedowierzania w głosie rudowłosy chłopak.
-Nie, już nie. Muszę lecieć na eliksiry, pa-odpowiedziała Rose.
-Pa.-wydusił z siebie Peter i pobiegł w kierunku pobliskich drzwi. Nacisnął mosiężną klamkę i...
-Profesorze, nie spóźniłem się ?-spytał chłopak wbiegając do sali.
-Nie, Peter, nie spóźniłeś się.-odpowiedział nauczyciel.
"Uff, co za ulga" pomyślał Peter.
-Dobrze więc, zacznijmy, Zaklęcia niewybaczalne. Czy ktoś może mi je wymienić ? Peter zgłosił się. Obrona przed czarną magią była jedyną lekcją którą uwielbiał. Właściwie tylko na niej i na eliksirach był aktywny.
-Panie Gripple, proszę.-powiedział nauczyciel patrząc swymi brązowymi, kocimi oczami na gryfona.
-Zaklęcia niewybaczalne to Crucio, Imperio i Avada Kedavra.-odpowiedział chłopak.
-Dobrze, a możesz powiedzieć nam jak one działają ?-spytał profesor.
 -Oczywiście, panie profesorze. Crucio wywołuje u zaczarowanego ogromne cierpienie. Sprawia że chce umrzeć. Imperio to urok pod wpływem którego zaczarowana osoba zrobi wszystko co każe jej rzucający. Avada Kedavra to zaklęcie uśmiercające. Zaczarowany nie poczuje nawet że umarł.-ciągnął chłopak.
-Bardzo dobrze. Może teraz ktoś inny powie nam co grozi za używanie zaklęć niewybaczalnych ?-spytał nauczyciel.
Zgłosiła się ślizgonka z którą Peter zaprzyjaźnił się podczas wypadu do Hogsmeade. Eileen Ross, wysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach.
-Panno Ross, prosimy.-powiedział profesor patrząc na ślizgonkę.
-Za używanie zaklęć niewybaczalnych grozi nawet dożywocie w Azkabanie.-odpowiedziała dziewczyna.
-Dobrze.-stwierdził nauczyciel.
Reszta lekcji zleciała uczniom na notowaniu tego co mówił nauczyciel.

1 komentarz:

  1. Na początku znalazłam jakiś błąd stylistyczny, ale nie chce mi się go szukać - ta czcionka nie ułatwia czytania, niestety :(
    Poza tym krótko i bardzo dobrze :D

    OdpowiedzUsuń