Peter usiadł na fotelu. Rose gdzieś znikła. Po prostu chwyciła jeden ze swoich prezentów i wyparowała. Do rudowłosego gryfona podbiegł Matt.
- Mam wielką prośbę odwal się od Rose. Nie rozmawiaj nie podchodź do niej. Zapomnij, że istnieje.-powiedział brunet.
-Co ty... Okej, ale jak sama podejdzie to nie moja wina.-odpowiedział Peter wysoko unosząc brwi.
Matt wyszedł z pokoju wspólnego. Prefekt poczuł na twarzy podmuch zimnego powietrza co zdawało mu się dziwne, przecież siedział przy kominku. Chłopak wyczuł jednak coś dziwnego w owym podmuchu. Jakby wyczuwalne w powietrzu poczucie przybicia.Zastanowił się chwilę co mogło go wywołać. Spojrzał na mapę i ujrzał Rose. Tak, Rose. Chociaż nie było widać jej w pokoju, była widoczna na mapie. Peter zobaczył jak dziewczyna wychodzi z pokoju wspólnego za Mattem. "Czy ona go śledzi ?" zapytał się w myślach. Spojrzał na korytarz znajdujący się piętro niżej. Kroki Matta skończyły się przy krokach jakiejś Eve. Chłopak zaczął się zastanawiać co oni razem robią skoro brunet jest z Rose. Po chwili na końcu korytarza na którym znajdował się Matt z ową Eve pojawił się żeński prefekt Gryffindoru. Ślady stóp na chwilę zniknęły i zaraz potem pojawiły się skierowane w kierunku wieży gryffinodru. Po szybkości powstawania śladów można było stwierdzić że Rose...biegła. Po paru minutach przed Peterem pojawiła się znikąd. Gryfon przestraszył się i w momencie schował mapę za siebie.
-Jak ty tu...-zaczął.
-Posłuchaj ja...-powiedziała także nie dokańczając zapłakana brunetka. Opowiedziała Peterowi o wszystkim, o tym że widziała Matta z inną dziewczyną i o jego wyznaniu względem puchonki. Powiedziała mu także o pelerynie. Wtem do pokoju wspólnego wkroczył wysoki brunet.
Spojrzał gniewnie na Rose siedzącą obok Petera.
-Nie zrozumiałeś mnie ?!-spytał z dużą nutą nienawiści w głosie.
-Matt, posłuchaj mnie. Kochasz Eve? Jesteście razem?-spytała zapłakana brunetka.
-Teraz ty mnie posłuchaj. Chciałem to na kimś wypróbować. Chciałem zobaczyć jak ty będziesz się czuła gdy ci to powiem.-tłumaczył się.
-Myślisz że jestem głupia? A nawet jeśli, to mogłeś od razu powiedzieć to mi, a nie jakiemuś cholernemu waflowi..-mówiła zapłakana Rose.
-Ja tylko...-zaczął Matt
-Co ty tylko ?! Posłuchaj, z nami koniec! Widać że obojętnie ci jest komu wyznajesz miłość!-krzyczała gryfonka wniebogłosy.
-Rose, uspokój się. Na pewno ma jakieś logiczne wytłumaczenie dlaczego to zrobił.-powiedział Peter do dziewczyny która ściskała go tak mocno jakby za chwilę miała wycisnąć z niego wszystkie organy wewnętrzne.
-Peter! Co ja ci mówiłem?! Masz się od niej odwalić!-zaczął wydzierać się Matt.
-Teraz ty mnie posłuchaj! Jak mogłeś? Może jestem wrednym kretynem ale nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego! Myślisz, że jeśli dziewczyna się w tobie kocha znaczy że możesz się nią bawić ?! Twoja wymówka też nie ma sensu! Jak już musisz kłamać to trochę się wysil! Zdradziłeś przyjaciółkę! Kogoś więcej niż przyjaciółkę! Zdrajcy są dla mnie jak śmieci. Są gorsi od śmieci. Bardzo chętnie rzuciłbym na ciebie drętwotę ale za dużo tu dzieci. Pamiętaj że jeśli jeszcze raz ośmielisz się skrzywdzić kogokolwiek z moich przyjaciół będziesz miał do czynienia ze mną.-pouczał go Peter.
Matt wyciągnął różdżkę.
-Drętw...-zaczął.
-Drętwota!-przerwał mu rudowłosy gryfon celując w niego różdżką.
-Ostrzegałem.-powiedział po chwili do bruneta leżącego po ścianą.
-Peter czemu...-zaczęła Rose.
-Posłuchaj Rose. Nie denerwuj mnie, on już wystarczająco mnie zdenerwował-przerwał jej Peter i podszedł do pokonanego Matta. Podniósł go na ścianie trzymając za fraki i uderzył go z liścia w twarz.Chłopak się ocknął. Peter uderzył jeszcze raz i puścił bruneta na ziemię.Odwrócił się na pięcie i pobiegł po schodach do dormitorium. Rzucił się na łóżko. Większość gryfonów wyjechała na święta do swoich rodzin. Tydzień temu Peter też miał taki zamiar. Dostał liścik do siostry że w święta nie będzie jej w domu i chłopak ma nie przyjeżdżać. Rozweselająca była myśl że jego najlepszy przyjaciel, Tom, także nie wyjeżdżał gdyż jego samotna matka przeprowadziła się do Irlandii zostawiając go w Hogwarcie. Ku zdziwieniu prefekta Tom wcale nie był przybity poczuciem porzucenia przez jego jedyną rodzinę. Peter czasami też czuł jakby też jej nie posiadał. Jego siostra często nie wracała do domu, wyjeżdżała służbowo lub musiała zostać dłużej w pracy, a rano znów do niej iść. Nagle przez otwarte okno do męskiego dormitorium wleciała szara sowa. Usiadła na szafce nocnej stojącej obok łóżka rudowłosego chłopaka. Peter przymrużył oczy i sięgnął do dzioba sowy wyrywając z niego list.
Chłopak otworzył kopertę. Znajdował się w niej kawałek pergaminu. Peter rozwinął go. Na pożółkłej powierzchni listu znajdowała się wiadomość zapisana czarnym tuszem:
"Ognista w Zakazanym? Mam coś dla ciebie. Przyjdź za półgodziny. Eileen.".
Chłopak uśmiechnął się i schował liścik do kieszeni skórzanego płaszcza z krótkimi rękawami.
"Zdradziłeś przyjaciółkę! Kogoś więcej niż przyjaciółkę! Zdrajcy są dla mnie jak śmieci. Są gorsi od śmieci. Bardzo chętnie rzuciłbym na ciebie drętwotę ale za dużo tu dzieci."
OdpowiedzUsuńTo jest mój ulubiony fragment tego rozdziału :D
Poza tym... Mam wrażenie, że trochę za szybko działa się ta akcja z Mattem i trochę za mało ją rozpisałeś ;p
Poza tym jest tak dobrze, że aż nudno, bo nie mam do czego się przyczepić :( <3
Rozdział o wiele lepszy od ostatniego muszę przyznać :D ale akcja dzieje się za szybko i jest opisana ogólnikowo, szkoda :/
OdpowiedzUsuń