piątek, 7 grudnia 2012

Wstęp

Cześć ! Jestem Ted i chciałbym przedstawić wam pewną historię. Historię, która miała miejsce w mojej głowie, a dokładniej mówiąc w łóżku wieczorem gdy w nim leżałem słuchając metalu. Historię o przyjaźni, magii i innych tego typu duperelach. Mój blog jest równoległy do pewnego innego bloga pisanego przez moją znajomą (link na końcu posta). Historię, o pewnym rudowłosym młodzieńcu z wielkimi ambicjami i nieznośnym charakterem. Którego poniżej przedstawiłem bardzo dokładnie. Zapraszam do lektury.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce leniwie zaczęło unosić się na linią horyzontu. W pokoju Peter'a rozległ się ogłuszający dźwięk alarmu starego budzika. Chłopiec zrzucił mechanicznego krzykacza z szafki nocnej, a ten się wyłączył. Po chwili rozległ się ogłuszający huk. Jakby ktoś lub coś naprawdę nie chciało by czarodziej dalej spał. Nieprzytomny Peter uniósł się ospale ze swojego zdobionego wieloma drzeworytami łóżka. Większość tych drzeworytów była wykonana przez niego podczas wakacyjnej nudy. Z wezgłowia jego łóżka można było dowiedzieć się więcej niż z wieczornych wiadomości lub z podręcznika do historii magii. Na wpółprzytomny czarodziej sięgnął w głąb jednej z szuflad szafki nocnej stojącej obok jego posłania. Zaczął zakładać parę wyciągniętych z niej skarpet. Udało mu się cudem jednak spostrzec że owe skarpety pochodzą każda z innej pary. Schował jedną z nich i zaczął znowu grzebać w otchłani bałaganu panującego w szafce. Po paru minutach udało mu się odnaleźć drugą skarpetę z pary. Wstając, omal nie runął na ziemię potykając się o już spakowany kufer pozostawiony przez jego starszą siostrę.
-Pitty! Wstawaj!- dał się słyszeć kobiecy głos dochodzący zza drzwi.
-Już wstałem siostrzyczko, nie musisz się na mnie drzeć.- odpowiedział chłopiec po czym popędził do szafy. Zaczął chaotycznie rozrzucać wszystko po pokoju gdyż nie należał do ludzi o rozwiniętym zmyśle estetyki i do tych którym zależy na porządku. W końcu, z kieszeni jego skórzanej kurtki wypadła 11-sto calowa różdżka z wiśni z rdzeniem z pióra feniksa. Czarodziej podniósł różdżkę i jeszcze raz sięgnął do drewnianej szafy z metalowymi obiciami. Wyciągnął czarną koszulkę i założył ją.  Spojrzał w okno znajdujące się naprzeciw wyjścia i zamyślił się przez chwilę. Po ocknięciu się z cudownego stanu zastoju, chwycił kufer i wyszedł z pokoju. Zbiegł po skrzypiących schodach, rzucił kufrem w stronę przedpokoju i wbiegł do kuchni, gdzie czekały na niego jeszcze gorące grzanki oraz siostra myjąca naczynia.
-Za ile jedziemy ?-zapytał zniecierpliwiony chłopiec
-Jak tylko zjesz śniadanie-odpowiedziała szczupła kobieta
-To dobrze, bo już nie mogę się doczekać aż wrócę do szkoły.
-Wiem że bardzo ją lubisz.
-No, poza tym jestem przecież prefektem.
-Cieszę się twoim szczęściem młody.
-Mówiłem ci już żebyś tak do mnie nie mówiła
-Dobrze już, dobrze, zbieraj się, jedziemy.
Po tym zdaniu Peter wpadł jakby w trans. Rzucił się biegiem do przedpokoju, ubrał się pędem i wybiegł na dwór. Siostra spróbowała go uspokoić ale jego zapał był nie do ugaszenia.
Po dojechaniu na dworzec King Cross, Peter pożegnał się z siostrą i popędził do pociągu wraz z bagażami. Po krótkiej chwili znalazł się tam i zaczął szukać wolnego przedziału. Po drodze zapatrzył się przez szybę w drzwiach jednego z przedziałów. Jego wzrok przyciągnęła dziewczyna. Inna niż wszystkie inne. Wpatrywała się w okno jak gdyby na coś czekała. Peter zapatrzył się na nią aż dziewczyny siedzące z nią przedziale zaczęły chichotać patrząc na niego. Chłopiec popatrzył na nie z pogardą, a one ucichł, po czym odszedł Gdy znalazł swój ulubiony przedział, wszedł do niego, rzucił walizkę na uchwyt nad siedzeniami i rozłożył się na jednej z kanap. Jego przedział był zupełnie pusty, co lubił, mógł pospać sobie podczas podróży do swojej ukochanej szkoły. Peter chwilę wpatrywał się w sufit, jednak po chwili mrugnął i bum. Obudził się dopiero na stacji przy Hogwarcie."O boże, to już?" pomyślał. Wstał szybko, zbyt szybko, tak że aż zakręciło mu się w głowie i znowu upadł na kanapę. Po chwili podniósł się, ale powoli i ostrożnie. Podrapał się po głowie, przetarł oczy i wstał. Uświadomił sobie jednak pewną rzecz, a mianowicie nie był przebrany w szaty. Nienawidził tych, jak to określał, "ciągle plątających się szmat". Założył na siebie szybko koszulę, sweter i czerwono-żółty krawat gryfonów. Peter uśmiechnął się gdy ujrzał swoje odbicie w szybie drzwi przedziału. Na jego piersi widniała plakietka prefekta. Chłopiec zdjął kufer z uchwytu i wyszedł z pociągu. Peter posiadał już licencję na teleportacje, bardzo chętnie przeteleportował by się do wnętrza zamku.
http://rose99.pinger.pl/

2 komentarze:

  1. Ha, nie tylko przeczytałam, ale i skomentuję. Nie wiem, jak mi się za to odpłacisz ;)
    Cóż, nie spodziewałam się czegoś takiego po Tobie. Tekst jest poukładany, uporządkowany, przemyślany. Trochę nie jak ten świr, którego znam ;)
    Fajnie, że opisujesz takie proste czynności, jak zakładanie skarpetek - w tym wypadku nie było to ani trochę nudne, czy to, jak wygląda pokój.
    Trochę zabrakło mi opisu chłopaka, ale może jeszcze nadrobisz?
    Przy dialogu trochę brakowało mi wtrąceń między wypowiedziami. a nawet trochę bardzo. ale na dobrą sprawę to jedyne, do czego mogłabym się przyczepić.
    Podsumowując - jest świetnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że nie opisałeś postaci, ale po za tym fajnie się to czyta (:

    OdpowiedzUsuń